Walczyli, gryźli trawię, ale ostatecznie ponieśli porażkę. Ślęza wygrywa 4-1 i punkty zostają we Wrocławiu.

 

Po tym spotkaniu można czuć ogromny niedosyt, bo choć patrząc na „suchy” wynik można odnieść wrażenie, że Ślęza przeważała, to jednak byłoby to mocno krzywdzące dla tarnogórskich wojowników, którzy przez 90 minut walczyli z wyżej notowanym rywalem jak równy z równym, a ponadto przez spore fragmenty gry byli zespołem wiodącym na boisku. 

 

Spotkanie nie rozpoczęło się najlepiej dla Gwarka, gdyż już w trzeciej minucie piłkarze Łukasza Ganowicza musieli odrabiać straty. Po faulu na własnej połowie nikt nie mógł spodziewać się tego, co za chwilę nastąpi. Po krótkim zastanowieniu i długim rozbiegu z okolic 65 metra na bramkę uderzył kapitan gospodarzy, Adam Samiec, i niezwykle precyzyjnym strzałem pokonał zupełnie zaskoczonego Michała Bodysa. 

Drużyna ze Srebrnego Miasta niejednokrotnie pokazała już, że brać do roboty po straconych bramkach potrafi jak nikt. Pięć minut po straconej bramce w bardzo dogodnej sytuacji stanął Norbert Jaszczak, kiedy po dryblingu Mateusza Mielczarka i finezyjnym zagraniu Stano stanął oko w oko z bramkarzem, jednak nie trafił czysto w piłkę i ta przeleciała obok bramki.

W 20 minucie czujność Michała Bodysa została wystawiona na próbę, ale zarówno w sytuacji sam na sam z Passonim, jak i przy strzale Pisarczuka z dystansu zachował zimną krew i skutecznie powstrzymał ich przed zdobyciem bramki.

Pomimo stworzenia sobie jeszcze kilku sytuacji bramkowych w pierwszej połowie, ani Ślęza ani Gwarek nie zdołały strzelić gola i do przerwy to gospodarze schodzili do szatni z jednobramkowym prowadzeniem.

 

Fot. Wojciech Fryt (Żółto-Czerwoni)

W drugiej połowie zobaczyliśmy o wiele więcej konkretów ze strony tarnowiczan. Można wręcz powiedzieć, że momentami wyglądało to tak, jak gdyby Gwarek zakładał hokejowy „zamek”, uniemożliwiając gospodarzom jakikolwiek sposób rozegrania i zamykając ich na własnej połowie.

Od samego początku nawałnica ataków gości nie mogła ustać. Już w 46 minucie po wrzutce Mateusza Bąka pojedynek główkowy wygrał Karol Stanek, lecz jego uderzenie okazało się zbyt lekkie, przez co Paweł Budzyński nie dał się zaskoczyć. Po wznowieniu i przechwycie piłki bardzo składną akcję ponownie przeprowadzili gracze Gwarka, a wymiana podań pomiędzy Stankiem, Grychtolikiem i Mielczarkiem zakończyła się strzałem tego ostatniego, ale piłka nieznacznie przeleciała obok prawego słupka. 

Prawdziwym dżokerem mógł się okazać w tym meczu Mateusz Mielczarek. W 53 minucie Norbert Jaszczak zabawił się z defensywą gospodarzy, wyprowadzając obrońców w pole i wykładając Mielczarowi piłkę jak na tacy. Mateusz zdołał jeszcze oszukać obrońcę i bramkarza, kładąc ich na ziemi, jednak uderzył zbyt mocno, co sprawiło, że piłka poszybowała nad poprzeczką.

W 60 minucie ponownie zabrakło koncentracji w naszych poczynaniach, zaś latynoski kontratak Ślęzy w pełni zasługuje na pochwałę. Rozpędzony Vinicius Matheus najpierw minął kilku obrońców, by wyłożyć piłkę dobrze ustawionemu Joao Passoniemu. Ten staną oko w oko z golkiperem Gwarka i strzałem między nogami pokonał naszego bramkarza.

Pomimo tego, że nie udało się bramki strzelić, a niefortunnie zdarzyło się ją stracić, zawodnicy nie tracili rezonu i nadal próbowali doprowadzić sprawę do pomyślnego końca. Efektem starań zespołu z Tarnowskich Gór był rzut karny z 67 minuty, podyktowany za faul na Kacprze Joachimie, który został ścięty w „szesnastce”. Do piłki podszedł Norbert Jaszczak i pewnym strzałem pokonał bramkarza, zaliczając swoje ósme trafienie w tym sezonie.

 

 

Gdy wydawało się, że wszystko zmierza ku odrabianiu strat, po raz kolejny tarnogórzanie nie zachowali koncentracji w polu karnym, dając się zbyt łatwo ograć przy stałym fragmencie gry, a futbolówkę do siatki potężnym uderzeniem z woleja posłał w 75 minucie Maksymilian Trepczyński i było już 3:1.

Ostatnia bramka to także cwaniactwo wrocławian, którzy wykorzystując nieuwagę defensorów gości doprowadzili do faulu w naszym polu karnym, a sędziemu nie pozostawili innego wyboru, jak tylko wskazać na wapno. Jedenastkę wykonywał Alefe Lima i choć Michał Bodys wyczuł intencje strzelającego, to uderzenie było zbyt mocne i zbyt precyzyjne, by udało się je obronić.

Tym samym po meczu, w którym Gwarek zostawił sporo zdrowia, determinacji i przede wszystkim zaangażowania, gracze wracają do Tarnowskich Gór z niczym i muszą przełknąć gorycz porażki. Choć wynik wskazuje inaczej, uważamy naprawdę, że sam występ naszej drużyny był bardzo solidny, a utrata koncentracji w kluczowych momentach zadecydowała o tym, że spotkanie zakończyło się takim wynikiem. Zanotowanie piątej z rzędu porażki z pewnością chluby nie przynosi, jednak zbliżające się sobotnie spotkanie z Foto-Higieną Gać zapowiada się dzięki temu interesująco.

 

Ślęza Wrocław 4-1 TS Gwarek 

Bramki: Samiec 3′, Passoni 60′, Trepczyński 75′, Lima 90+3′ – Jaszczak 67′

ŚLĘZA: Budzyński – Hampel, Stempin, Pisarczuk, Bohdanowicz, Lima, Trepczyński, Vinicius Matheus, Passoni, Samiec, Tomaszewski

GWAREK: Bodys – Bąk, Przystalski, Pleban, Joachim (76′ Tonia) – Grychtolik (76′ Skrzyniarz), Timochina (80′ Wiszniowski), Borycka (87′ Ziemianek) Mielczarek (80′ Rakowiecki), Stanek, Jaszczak

Upomnienia: Bohdanowicz, Hampel – Bąk, Jaszczak, Joachim, Przystalski

 

Raport po meczu ze Ślęzą.

Komentarze

  • Izydor 28 / 04 / 2022 Reply

    Mecz z Higiena jest o 12 punktow

  • franko52 29 / 04 / 2022 Reply

    Jeżeli z Higieną nie wygramy to możemy w przyszłym sezonie grać z Radzionkowem, Myszkowem w niższej lidze.

Dodaj komentarz